Nareszcie bez gipsu

Po ponad dwóch miesiącach, dwa dni temu Natalka uwolniła nóżkę z gipsu. Choć „uwolniła” to zdecydowanie niewłaściwe słowo. Cóż, noga jest chudziutka jak zapałka, tkliwa i niesprawna. Staw skokowy jest w dalszym ciągu sztywny i nieruchomy – wielotygodniowe unieruchomienie w gipsie niestety całkowicie odebrało funkcje motoryczne.

W dalszym ciągu zatem Natka zakłada na nogę gips syntetyczny do chodzenia i porusza się z użyciem kul. Pozostały czas w domu spędza głównie w wannie, odmaczając nóżkę, która również zewnętrznie wygląda kiepsko i wymaga intensywnej pielęgnacji i regeneracji – dwa miesiące bez dostępu powietrza i wody zrobiły swoje… Dodatkowo oswajamy się z widokiem nowych blizn na stopie, powstałych po ostatniej operacji.

Na cito szukamy fizjoterapeuty, ale niestety w praktyce okazuje się to szukaniem igły w stogu siana. W gąszczu gabinetów rehabilitacyjnych, znaleźć specjalistę od tak skomplikowanego przypadku jak Natalia, to prawdziwe wyzwanie, nawet w takim mieście jak Wrocław. Ostatnia epikryza ze szpitala rzeczywiście brzmi jak skomplikowany szyfr.

Mam nadzieję, że znajdziemy kogoś, kto postawi teraz Natalkę na nogi i rozrusza jej staw skokowy. Jest to niezwykle ważne, aby po tej skomplikowanej operacji korekcji stopy, swoje pierwsze kroki postawiła w prawidłowy sposób.

Po raz kolejny przekonuję się, że historia Natalki to niestety niekończąca się opowieść. My, rodzice, musimy być twardzi, ale świadomość tego, że własne dziecko spędza dzieciństwo z tyloma utrudnieniami i wyrzeczeniami, jest czasami przytłaczająca.