W pierwszym tygodniu września Natalka była na kontroli u dr Shadiego, pierwszy raz od wiosny. Oględziny nóżki wraz ze świeżo wykonanymi zdjęciami rtg potwierdziły zaobserwowaną przeze mnie już od jakiegoś czasu coraz mocniejszą szpotawość kolanka.
Garść teorii. Kłopoty z prawidłowym ustawieniem kolana względem osi nogi są, można rzec, immanentną częścią hipoplazji kości kończyn dolnych. Postępujący skrót kończyny powoduje w dość krótkim czasie mocne wykoślawienie kolana (do wewnątrz). Kiedyś jedynym remedium na koślawość była dodatkowa, dość rozległa operacja na głowach kości, natomiast już od paru lat powszechnie stosowane są tzw. 8-plate, małe tytanowe płytki w kształcie cyfry „8”, które są mocowane podczas niedługiego zabiegu chirurgicznego nad chrząstką wzrostową kości za pomocą dwóch śrubek.
Natalka aktualnie jest w posiadaniu dwóch takich płytek, nad i pod kolankiem, od zewnętrznej strony nogi. Doktor zamocował jej te płytki podczas zeszłorocznej operacji korekcji stawu skokowego i translacji pięty. W chwili obecnej obie płytki należy usunąć jeszcze tej jesieni, gdyż kolanko przekroczyło już oś kończyny i Natalka wygina nogę w kierunku szpotawosci – na zewnątrz. Wiąże się to z koniecznością odbycia dwudniowej wizyty w szpitalu, gdzie pod znieczuleniem ogólnym, w trakcie kilkudziesięciominutowego zabiegu doktor musi naciąć skórę nad i pod kolanem, aby wyciągnąć obie płytki.
Niby nic wielkiego… Ale dla Natalii będzie to piąty pobyt na stole operacyjnym, w ciągu niespełna dwóch lat. Kolejne kłucia, kolejne wenflony, kabelki, środki przeciwbólowe. Zdzieranie plastra z kręgosłupa po znieczuleniu podpajęczynówkowym. Kolejne usypianie i wybudzanie, które w zasadzie z punktu widzenia samego pobytu w szpitalu są najbardziej nieprzyjemne – środki usypiające to potężna ingerencja w cały organizm, wybudzanie zawsze wiąże się z trudnymi momentami, gdyż Natalkę ciężko uspokoić i trudno nawiązać z nią jakikolwiek racjonalny kontakt.
Natalia nienawidzi momentu usypiania, a samo wspomnienie octowego zapachu gazu usypiającego wzbudza w niej odruch wymiotny. O wymianie opatrunków, powolnym gojeniu ran i odpadaniu kolejnych ścinków szwów nawet nie wspominam, a późniejsza terapia i pielęgnacja blizn czy rehabilitacja kolana brzmi dziś jak bajka o żelaznym wilku.
Szczerze mówiąc, już nawet dla mnie kolejne nasze pobyty w szpitalu związane są z coraz mocniejszym obciążeniem psychicznym. A co musi czuć dziecko, które znów słyszy wyrok na siebie? Natalka już nie jest małym pajtasem, więc pomimo dyskretnej rozmowy, w mig załapała, co ją czeka… i po wyjściu z gabinetu, stanowczo i bezkompromisowo zaprotestowała przeciwko kolejnej operacji.
Temat został póki co zaparkowany, ale wiem, że wkrótce czeka mnie trudna rozmowa z własnym dzieckiem, które kolejny raz wysyłam na stół operacyjny.